W ciągu tygodnia moje życie opierało się na prostym schemacie, jako roztrzepany nastolatek 3 dni pojawiałem się w ZSZ w Malachinie gdzie wypełniałem obowiązki dzielnego ucznia, który czekał na sygnał dzwonka, no dobra, nie tak do końca było, nie które przedmioty inspirowały :). Natomiast następne 2 dni spędzałem na pracy w zakładzie stolarskim, gdzie później zdobyłem tytuł ”Czeladnika” co prawda, przyznam że minąłem się z powołaniem, ale nadmiar w życiu nigdy nie szkodzi. Tak kształciłem swój wizerunek przyszłego stolarza. Uczniowie nie zbijają dużych kokosów za swoje kształcenie, jak na tamte czasy, ale to jest na początku taki dobry budulec charakteru, na pieniądze trzeba zapracować. Chcesz zarabiać? kształć się! Bądź wielki. Na przyjemności oczywiście było,odłożone na piwko, płytę cd, powiedzmy na drobne gadżety, ogółem!
Najlepsze są powroty, upragniony dzwonek szkolny, i 3 kilometry z buta 🙂 przeważnie w gronie najbliższych koleżanek i kolegów, lub solo . Plecak w kąt, prysznic, szybki obiad, sumienność przy lekcjach, czas wolny. Generalnie popołudniami, albo grałem w kosza, norma, albo tworzyłem bity hip-hopowe na Fruity Loops 4.0 jak ja to kochałem, byłem pochłonięty dźwiękami, tworzenie swoich indywidualnych podkładów muzycznych, było na prawdę inspirujące. Mogłem tak po obiedzie siedzieć i tworzyć do kolacji, bez nudzenia się, to spory arsenał jak na tamte czasy, muzyka za muzyką. Zintegrowałem się naprawdę mocno, za każdym razem gdy powiększasz swoje umiejętności, rozwijasz się, z dnia na dzień. Gdy wychodziła następna edycja Fruity Loops, musiałem ją mieć, nie ważne jak, porostu chcę przeskakiwać z poziomu na poziom, strasznie byłem ciekawy co nowego doszło. Muzykę tworzyłem ”po omacku” ponieważ nie miałem potężnej wiedzy, więc początek opierał się na wytężonym słuchu, uwierzcie w tamtym okresie ceniło się indywidualizm, budowanie od podstaw na surowo umacnia twój styl. Wśród ziomków umacniało pozycję.
Lecz nie każdy dzień tak wyglądał, bywało że wracałem z bliskim kumplem M&M. Nasze towarzystwo potrafiło rozbawić uczniów na przerwach, zgrani w duecie jak Shaq i Kobe 🙂 Pamiętam jak dziś, bez żadnej spiny, bez wstydu, nic z tych rzeczy na pełnej fali razem z M&M śpiewaliśmy utwór, zaraz przy wyjściu, na drugim stopniu schodów : ”Don’t worry be happy” Bobba McFerrina. To raczej wyglądało jak chór dzikich gęsi, to było cool, z takich akcji nas kojarzyli, pozytywne podejście do ludzi. Często na powrotach ustawialiśmy się na mordobicie,co nie znaczy że dawaliśmy sobie po mordzie:) M&M przychodził do mnie i graliśmy w grę komputerową Mortal Kombat: Deadly Alliance. Uwiercie wtedy to wyglądało zupełnie inaczej niż teraz, gdy każdy ma pada, na zwykłej klawiaturze do komputera ustawialiśmy sobie ciosy, jak sobie dopierdolić 🙂 Klawiatura czasem podskakiwała, bo od tego napierdalania, i przy tak małych gabarytach myliły się klawisze. Kombinacje były różne, liczyła się zdrowa rywalizacja
Rywalizacja między nami nie kończyła się tylko na ”Mortal Kombat” czy ”NBA Live 2003” Często przenosiliśmy ją na boisko, graliśmy tak często, że przeciwnika niszczyliśmy na pamięć, to znaczy wiedziałem kiedy M&M znajdzie się na odpowiedniej pozycji, aby mu podać i zakończyć akcję i na odwrót. Po udanych meczach, i dobrze wykonanych akcjach, wpadaliśmy z plecakami do „Biedry” i kupowaliśmy „Fasbergi” temat się nie kończył, główną dyskusją było rozebranie przeciwnika na części pierwsze. Słowa typu „Aaa, ta akcja ja ci podałem na ”Alley oopa” ”No. to było mega” CDN