Zemsta bywa słodka. Kiedy obudziłem się rano, miałem tak zwanego moralniaka , przede wszystkim byłem trzeźwy. Milion myśli przelatywało mi przez głowę, założyłem ręce z tyłu pod głowę i pustym wzrokiem patrzyłem do nikąd.
-co ja odjebałem? – zadałem sobie to pytanie na chłodno
Brat jeszcze spał, słyszałem jak melanż schodzi z niego, spaliśmy na dwupiętrowym łóżko on u góry ja na dole.
Słyszę dobiegający głos
Brat? Widzieliśmy z ukrycia jak ciebie złapali – powiedział Ksero
Ahh-zamruczałem – No złapali, długo mnie tam trzymali, dostałem wpierdol ale o was nic nie powiedziałem – krótko
O kurwa! przejebane – dodał Karol
Ty wiesz co ja odjebałem naplułem im do czapki – śmiech – ja pierdole co za numer!
Ty jesteś kurwa agent! – skwitował brat
Jebani celowali do mnie z gnata, czaisz? Kurwa – powiedziałem
Wchodzi ojciec do pokoju i przerywa nasz dialog
Łukasz ubieraj się! jedziemy – stanowczo
Spojrzałem na tatę jak kot ze Shreka, wstałem z łóżka, założyłem na siebie świeże rzeczy po drodze wskoczyłem do kuchni po jabłko, założyłem buty i wyszedłem za tatą. Wsiedliśmy do samochodu
A tak właściwie tato? To dokąd my jedziemy? – zapytałem
Do prezesa Borowiaka Łukasz, przeprosisz go za swoje zachowanie – konkretnie tata
Dojechaliśmy i przeprosiłem prezesa Borowiaka Pana Bogdana, w ten majowy sobotni poranek to była pierwsza POKUTA za mój grzech. Wróciliśmy do samochodu silnik odpalił tłumik zaryczał, a po nas został ślad opon. W domu zjadłem śniadanie zamknąłem drzwi od pokoju założyłem słuchawki i słuchałem rapu. W głowie rozpływał się tłusty dźwięk bitu i rytmiczna liryka.