Hallera tak brzmi dżungla. Betonowa dżungla w której się wychowałem w latach 90-tych. W odcieniach 4 pór roku, gęstwiny wyrastających garaży wszech obecnej miejskiej zieleni, wysokich drzew, swoje ścieżki miały wydeptane również dzikie koty (dachowce). Z wyglądu przypominały terytorialne jaguary które opanowały lokalne śmietniki, poturbowane i waleczne tygrysy zbudowały swoją własną społeczność. Nie należały do łagodnych, żyliśmy w symbiozie ale na odległość, agresja i walka była na początku dziennym. Czarne jak smoła, siwe, rude w paski, mieszańce prawdziwe hybrydy to one nadzorują i pilnują swoich obszarów. W akcie zagrożenia nie uciekały na widok próbującego zaatakować ich psa, te koty nawet się nie nastroszyły, w ich oczach było diabelskie opanowane spojrzenie. Nie pozostawały dłużne. Predator uderzeniem łapy, pozbawiał wszelkich złudzeń wroga, bliscy kuzyni wilka uciekały gdzie pieprz rośnie. Prawdziwi twardziele walczący o przetrwanie każdego dnia, 5/6 lat to dla nich sędziwy wiek żyjac w ciężkich warunkach wciąż w poszukiwaniu jedzenia nie miały możliwości przetrwać. Srogie zimy nie oszczędzały zwierząt, lokalna śmietnikowa gastronomia dawała im co prawda nie wiele pozywienia, gdy w tym samy miejscu pojawiało się dwóch głodnych samców, często kończyło się to brutalną walka o Kawałek zepsutego chleba, czy innych bio odpadów. W nocy temperatury schodziły nawet do – 25stopni czasem wskakiwaly na maskę rozgrzanego auta, a często przez nie uwagę ludzi wchodziły za nimi do klatki w bloku, po czy schodziły do otwartej piwnicy gdzie przetrwały ten trudny okres. Kolonia licząca około mniej więcej 100 osobników, różnej maści ich siedlisko i schronienie znajdowało się w nie istniejacym Tartaku, (obecnie market Netto) wśród ogromnej ilości sztapli desek żyły niezauważalne jak duchy Prawdziwi osiedlowi zbóje. Legendarne jak indianskie plemiona, pozostawiły swoją historię pierwiastek zabójcy i szkołę przetrwania co nie którym dzisiejszym nie licznym kotom żyjąc nadal w cieniu dzungli Hallera.